środa, 24 września 2014

Z Kamerą wśród zwierząt ... czyli Safari po Czesku...

Nic nowego nie odkryję jak powiem, że dzieci kochają zwierzaki. Im ich więcej i im bliżej można podejść tym lepiej.

Dzieci w przeciwieństwie do nas nie potrzebują zobaczyć zwierzaka zagrożonego wyginięciem, bardziej podoba im się kózka, którą można pokarmić. Mniej Czarna Wdowa, a bardziej osiołek, który w zabawny sposób wciągnie wyciągnięte do niego dziecięcą dłonią kępki trawy przy akompaniamencie pisku i śmiechu dzieciarni. Jednak to wszystko można znaleźć w coraz liczniej występujących Małych Zoo. A co Wy na to aby dziecko mogło nakarmić i pogłaskać antylopę, czy zebrę?

Gdzie? a już piszę!

W Czeskim Parku Safari nie daleko Hradca Kralove.

Będąc z wizytą na dolnym śląsku o ile znajdziecie czas na wycieczkę do naszych południowych sąsiadów, którzy z racji mojej sympatii do nich zajmują pierwsze miejsce na liście moich ulubionych narodów. Musicie koniecznie zajrzeć do naszych sympatycznych pepików. Na liście miejsc do zwiedzenie jest tłok dwa najważniejsze punkty to Adrspach, czyli skalne miasto, oraz właśnie Park Safari. Ze względu na wiek moich stworków ja zdecydowałem się na Park Safari, a jak raz się na to zdecydowałem to nie ma zmiłuj... moja Córeczka domaga się wyjazdu na safari za każdym razem gdy jesteśmy na dolnym śląsku.  Z waszymi dzieciakami może być podobnie.

Można zauważyć, że Parków ZOO jest sporo w Polsce, czemu więc właśnie Park Safari?

Z bardzo prostego powodu, Park Safari zajmuje tak ogromną połać ziemi, że nasze ZOO wciśnięte na siłę w centra miast (Warszawa), kurczowo trzymające się tych skrawków swojego miejsce od samego początku nie są w stanie dorównać. A tereny to dla ZOO możliwości. U nas Słonie gnieżdżą się na zamknietym terenie, odgrodzone od innych zwierzaków płotem, murem, fosą, prądem... brakuje tylko strażników z karabinami.

W parku Safari te zwierzaki i setki innych (nie drapieżnych) bytują na terenach tak maxymalnie zbliżonych do ich naturalnych, że można mieć wręcz wrażenie, iż to raczej my jesteśmy z wizytą na ich terenach w każdym zakątku naszego cudownego globu (szczególnie w upalny dzień), a nie odwrotnie. Wyobrażacie sobie stado antylop, które przebiega przez drogę o metr od samochodu? Albo stado bawołów, które powoli przesuwają się obok waszej karoserii. A co byście zrobili gdyby słoń stał na drodze i blokował wam przejazd? Nie radzę trąbić! Zebra wkładająca łeb do środka autobusu domagająca się myta jak dobry celnik! Wszystkie te zwierzęta przebywające na jednym ogromnym terenie na którym nie ma wewnętrznych krat, a za to są dziesiątki miejsc jak zagajniki, lasy, stawy, rzeki... tak powinny wyglądać nowoczesne Parki Zoologiczne.


To właśnie moja roześmiana Córeczka na platformie, a z tyłu WYBIEG żyraf... gdzieś obok były antylopy czy inne stworki, wybaczcie moją ignorancję w temacie - mam nadzieję, że Zuzia kiedyś będzie mądrzejsza w tym temacie ;-).


A co gdyby wasze dzieci mogły niemal poczuć oddech Tygrysa? "Dotknąć" go a ciągle być bezpieczne przy was i przez moment nie czuć zagrożenia? Tak właśnie jest w Parku Safari! Grube szyby plexiglasowe, które pozwalają nam zajrzeć do paszczy Lwa, czy Pantery Śnieżnej...

Mój Syn Łukasz nie mógł odejść od Goryla, uznał go chyba za najciekawsze zwierzaka... a ten przytulał się do szyby, że Junior znowu był w stanie niemal przylepić się i wleźć na grzbiet biednego zagrożonego gatunku. Mam wrażenie, że jakby Junior przelazł do środka to biedny byłby ten goryl ;-)... Łukasz zaprzytulał by go na śmierć, więc tutaj raczej plexi chroniła Goryla przed Stworkiem niż odwrotnie ;-).

A już Palmę Pierwszeństwa i Oskara w jednym zdobyły nieśmiertelne Surykatki. Zuzia przykleiła się do ich wybiegu i latała dookoła wrzeszcząc "Tatuś patrz Surikatki, a tam jeszcze jedna Maleńka". Biedne zwierzęta.

Park żyję i za każdym razem gdy tam jedziemy jestem równie ciekawy zmian jak moje dzieciaki. Chłoną wszystko i każde wyjście z parku kończy się płaczem, że już musimy jechać - za każdym razem obiecuję im to samo... JESZCZE TU WRÓCIMY!

I jak tu nie kochać otwartej zjednoczonej Europy!

poniedziałek, 15 września 2014

To był świat zupełnie w starym stylu...

Ciekawostka... w dobie wszechobecnych żółwi Ninja, roboto-stworów, Ninjago i innego crappu, gdzies daleko od wielkiego świata istnieją jeszcze enklawy sentymentu.

Sentymentu obecnych rodziców do świata, który minął bezpowrotnie, a ten cholerny konik nie chcę wrócić do naszych własnych dzieci. A może inaczej. On chce, ale dzieci to już nie koniecznie. Tutaj jednak wrócił.

A gdzie jest to tutaj? A w Karpaczu! W moich ukochanych Sudetach.

To tutaj reaktywowano istniejące jeszcze w moich dziecięcych czasach Muzeum Zabawek.

a zabawki tu umieszczone to faktycznie można spotkać już tylko w muzeach, bo jaka dziewczynka chce się bawić teraz drewnianą laleczką, kiedy ma do wyboru Barbie Modelkę. Który chłopczyk weźmie do ręki drewniany samochodzik, który auta nie przypomina nawet przy dużym przymrużeniu oka, gdy obok leży najnowszy mini ferrari i to jeszcze zdalnie sterowane.

Tutaj te wszystkie zabawki znalazły dom spokojnej starości i nawet jeszcze czasami zachwycają. Moje dzieci były wniebowzięte... może inaczej. Zuzia była, Łukasz miał w nosie.

W Karpaczu w gablotach obok siebie leżą zabawki z każdego kontynentu i niemal z każdej epoki. Znajdziemy tutaj zabawki z Chin, a obok stoją zabawki, którymi małe eskimosięta bawią się jeszcze zanim dowiedzą się, że nie je się żółtego śniegu. Stoją tu zabawki z epoki renesansu i takie które powstały w przyjaznym Państwie wschodni, wtedy kiedy na Kubie instalowano po kryjomu zabawki dla dużych chłopców.

Zuzia jednak najbardziej zachwycona była dużymi lalkami trochę bardziej współczesnymi. Bawiła się pacynkami, robiła z Bratem teatrzyk kukiełkowy i pozowała przy znanych nam Muminkach i strojach Smoków.




Tych niestety ubrać się nie dało, ale i tak Zuzia nie mogła się oderwać od tej części muzeum.

Muminków jeszcze nie zna (wg mnie to nie koniecznie dobra Bajka dla dzieci w tym wieku - znajomi pokazali córeczce dwuletniej i dziecko miało koszmary nocne - nie wiem czy zbieg okoliczności czy nie, ale Bukki bali się wszyscy)


Tutaj Bukki nie było ;-) Mała Mi i Tata Muminka raczej nikogo nie wystraszy.

Dużą zaletą tego muzeum jest również to, że często organizuje razem z okolicznymi ludźmi zajęcia dla dzieci. My mieliśmy szczęście trafić na zajęcia Alchemiczne ;-)

Myślałem, że tylko Zuzia będzie zainteresowana, ale Łukasz wrzaskiem oznajmił, że limit wieku ma w nosie i własne mydełko też sobie zrobi. 

Podczas warsztatów Dzieciaki robiły właśnie mydełka, Zuzia zrobiła sobie lawendowe serce, a Junior Miętową Gwiazdkę (Pan prowadzący stwierdził, że faceci lubią miętę i faktycznie Mięta biła na głowę lawendę). Dzieciaki były zachwycone szczególnie, że mydło mogły faktycznie używać. 

Rodzice mieli plany na robienie mydełka w domu, ale jakoś nie wyszło - cóż... za pół roku urodziny Zuzki może tam coś zoorganizujemy.



poniedziałek, 19 maja 2014

Śląsk - Kolorowe Jeziorka

Jeśli macie w sobie coś z ŚP. Kukuczki i Hajzera, a przy okazji macie dzieci, które chcielibyście zarazić pięknym hobby jakim jest Turystyka Piesza w rozumieniu dosłownym, a nie Amerykańskim - tam się zwiedza Parki Narodowe jeżdżąc po nich samochodem (osobiście przetestowałem to w Grey Smoky Mountains, TN).
Chcielibyście by wasze dzieci chodziły i zwiedzały coś więcej niż wszystkie dostępne Galerie Handlowe to zapraszam w GÓRY.

Problem jednak z górami jest taki, że trzeba znalaźć coś czym uda nam sie zainteresować dzieciaki, a przy okazji nie zamęczyć je wspinaniem sie na Śnieżkę, Giewont, Nawrat czy inne podobne. Jeśli raz czy drugi zamęczycie dziecko każąc mu leźć na ostrą górę nie dając odetchnąć, nie pozwalajac mu się cieszyć z tego to zapomnijcie o wspólnych rajdach.

W serii Górzystej - postaram się przedstawić przetestowane przez moje Crash Test Dummies górki i pagórki, oraz ich opinie ;-).


Na pierwszy ogień idą wspomniane w tytule Kolorowe Jeziorka

Zuzia i Łukasz wyskoczyli z auteczka i oboje pognali w stronę wskazywaną przez Dziadka. Oboje w innym celu, Łukasz z nadzieją, na zarzycie kąpieli, Zuzia w celu poszukiwania kolejnych kwiatków. Jeziorka oczywiście nie nadają się do kąpieli - życie w nich raczej nie występuje - szczególnie w żółtym i czerwonym, ale Łukasz leciał jak szalony. nie wspominając już nawet o tym, że jak na maj było bardzo zimno (vide photo)

Żółte jeziorko było jednak rozczarowaniem dla dzieci, maleńkie by nie rzec wręcz mikroskopijne. Jednak dzieciaki nie zrażały się pierwszymi niepowodzeniami i pędem pobiegły do góry do kolejnego.

Tutaj już lepiej - Łukasz po raz kolejny przyprawił mnie o mikroskopijny zawał i kolejne siwe włosy, omało co nie spadając z górki (zdecydowanie polecam smycze dziecięce ;-D).

Po zejściu z górek nad brzeg jeziorka, sesja zdjęciowa poszła już bez problemu, chociaż Młody chciał koniecznie wejsć tam gdzie teoretycznie sie nie dało, ale on już wielokrotnie udowadniał, że teoria teoria - jego nie dotyczy, tak jak kilka praw fizyki. Ale udało mu sie samemu dotrzeć pod jaskinię, przed jaskinią zatrzymał go niedobry Tatuś.



Ławeczka też nadawała się świetnie do zdjęć


 
 
 
 
Kolejne po Czerwonym okazło się niebieskie, czy jak chcą inni turkusowe (ja jestem facetem więc kolorów więcej niż 4 nie rozróżniam - nie powiem jakie)

Tutaj trasa marszu okazała się ciut dłuższa. Dzieciom udało się ją jednak pokonać zachęta w postaci cieplutkiej zupki, która okazała sie jak znalazł, ze względu na pogodę (widać na zdjęciach) jak również ze względu na brak jakiejkolwiek infrastruktury (były próby, ale Panu który próbował coś postawic nie wyszło i buda stoi pusta - przy Żółtym - chodzą plotki, że jest otwierana Sezonowo - ale nikt nigdy Sezonowa nie widział - podobno coś a'la Yeti, czy Big Foot)

NIebieskie jeziorko okazało się najciekawsze, największe, oraz najładniejsze kolorystycznie - Córka tak powiedziała ;-D. Łukasz zajął się z Dziadkiem puszczaniem kaczek - znaczy Dziadek puszczał Łukasz wrzucał kamienie do jeziora, 95% jego kamieni wylądadowała spory kawał od wody ;-).


Po zjedzeniu zupki - opróżnieniu butelek wody - Dzieciaki zarządziły powrót, tym razem biegiem z górki.

Wróciły do auta zmęczone i szczęsliwe - zasnęły chwilę po wyruszeniu z parkingu. W drodze do kolejnego ciekawego miejsca.


Lokalizacja: Dolny Śląsk, Wieściszowice, okolice Marciszowa i Kamiennej Góry (ok 10 km od tej ostatniej)

Dojście: Od położonego na skraju Wieściszowic Parkingu, specjalnie na okoliczność zwiedzania Kolorowych, do pierwszego jeziorka Żółtego jest bardzo blisko. Zaledwie rzut dziecięcym beretem i z lekkim podejściem, które dziecko biegające pokonuje bardzo szybko naładowane energią i obietnicą fajnej zabawy z rodzicami. Kolejne "Czerwone" i "Niebieskie" znajdują sie już kawałek dalej, ale nie na tyle aby był to ciężki marsz.

Czas Trwania: całość wycieczki odliczając postoje, konsumpcję itp, zajęło nam około 1,5h

Limit Wiekowy: Brak, Zuzia Pierwszy raz była na Kolorowych w wieku 6 - w nosidle.

Ciężkość Trasy: Dla dzieci spora, ale do przejśćia nawet dla dwulatka. Z Nosidłem każde dziecko, tragarzowi też nie powinno być za ciężko.

Atrakcyjność: Pomimo braku huśtawek, placu zabaw, innych dzieci. Bąble były zadowolone. Mogły poszaleć, zmęczyć sie, i oboje byli dumni, że chodzą po górach, gdzie takich małych szkrabów jak oni nie było.

Koszt:   Praktycznie zerowy, oprócz kosztów dojazdu nie ma innego kosztu, parking teoretycznie płatny, z dobrej woli obszedłem teren nie znalazłem chętnego na moją kasę (podobno 2 pln)

poniedziałek, 12 maja 2014

W Pogoni za fioletową krową...

Jaką usłyszymy odpowiedź gdy zapytamy o kolor krowy nasze dzieci?

Nie znam dokładnych badań, ale podejrzewam, że sporo odpowie - Fiolet. Krowa jest Fioletowa. Przecież nawet w telewizji pokazują, a Telewizja nie kłamie!

Odsetek dzieci z fioletową krową, będzie z pewnością większy im większe jest miasto w którym mieszkają. Dzieci częściej ostatnio widzą "Smoki" np. Warana z Komodo niż prostą starą Mućkę. Muciek po prostu nie ma w dużych miastach, a dzieci widzą je co najwyżej w bajkach i właśnie reklamach produktów kakaowych.

Zresztą rzecz dotyczy nie tylko krów. Dzieci będą w stanie wymienić zwięrzęta afrykańskie, ale nie są w stanie powiedzieć czym jest "maciora", albo "klacz". Konia widziały częściej latającego i różowego, a nie takiego z krwi i kości, a gdy już widzą normalnego konia dziwią się, że Konik nie chce gadać! Przecież w Telewizji gadał.

"Gadam latam, pełen serwis"

W ramach walki z głupotami rozpoczęliśmy wizyty na wsi, ale takiej prawdziwej, a nie podwarszawskich sypialni.

Na pierwszy rzut poszła miejscowość STAROGRÓD.

Zlokalizowana stosunkowo nie daleko od Warszawy około 50 km, bardzo pasowała nam do koncepcji.

Zuzia była jeszcze mała - miała niespełna półtora roku, a więc akurat najwyższy czas, aby zobaczyła na żywo wszelki domowy inwentarz.

Rancho na Wzgórzu to malowniczy dom, z pełnym kompleksem zabudowań gospodarczych. Położone na tytułowym Wzgórzu otoczone przez malownicze widoczki, pełne zwierząt, odgłosów przyrody i czystego powietrza, co dla kogoś przyzwyczajonego jak ja do wdychania smogu Warszawskiego może skończyć się bólem głowy, ale warto.

Gospodarstwo to nastawione jest oczywiście na turystykę i zarobek, ale nie za wszelką cenę. Gościnność gospodarzy jest przyłowiowo Polska. Pełne wsparcie, współpraca i pomoc to, to na co możemy tutaj liczyć.

Smaczne wiejskie jedzenie, rozrywki wiejskie dla dzieci, mozliwość nakarmienia wszelakiego inwentarza, przejechania się na traktorze, oraz na przyczepie.
Wycieczka krajoznawcza z Gospodarzem ciągnikiem, podczas której usłyszymy historię regionu i terenu, który nas otacza.

To wszystko sprawia, że byliśmy tu już dwukrotnie i napewno gdy będziemy szukać czegoś na szybko i spokojnie w niedalekiej odległości i nie drogiego to będzie to nasz wybór.

środa, 7 maja 2014

Zaczynamy

Cześć,

Przeglądając internet miałem wielokrotnie problem ze znalezieniem czegoś ciekawego dla dzieci. Dochodziłem momentami do wniosków wręcz fatalnych, że w Polsce dominuje filozofia, iż najlepszą rozrywką dla całej rodziny jest spacer... po centrum handlowym, a szczytem rozrywki dla dziecka jest samochodzik na "2 PLN".

Niedzielny spacer rodzinny ogrnicza się do Galerii Handlowej -  kino, sala zabaw (bez względu na pogodę) wszystko byle nie świeże powietrze.

A jeśli nie Galeria to są trzy możliwości:
1. Podwórko - rodzice najchętniej by wypchnęli dzieci na dwór, żeby mieć spokój
2. Bajki - od rana do wieczora, jest teraz tyle kanałów, plus internet, że dziecko może siedzieć non-stop, a jak już wszystko obejrzy to zostaje
3. Konsola, komputer - załamałem się gdy dowiedziałem się, że moi znajomi dają dziecku tablet, żeby sobie pokolorowała na nim, a co z farbkami, kredkami, flamastrami.


Moja żona i ja staramy się jednak ambitniej podchodzić do tematu i to nie ze snobistycznych pobudek, tylko z faktu iż nasze dzieci mają rodziców bardzo mało dostępnych, więc w każdej wolnej chwili staramy się robić coś ciekawego i orginalnego. Może to dziwne ale moja czteroletnie córka nawet nie orientuje się, że na laptopie czy tablecie można grać. Malowanie Kredkami i farbkami jest jej ulubionym zajęciem, a przy zabawie laleczkami potrafi wymyślać takie historie, które nie są spaczone żadnymi "Monster Highami", "Power Rangersami". Natoamist jej prawdziwą miłością są książeczki. Zamęcza kogo się da, żeby jej czytać, a jak nie ma nikogo to bierze małe książeczki i "czyta" młodszemu Bratu. Nas nie rusza akcja "Cała Polska czyta dzieciom" u nas jest to po prostu norma, a książki są stałym elementem horyzontu dziecka.


Drugim problemem jest to iż w Polsce nie jest łatwo znaleźć ciekawe miejsce, które mogło by się spodobać małym dzieciom, czegoś co mogło by ich zainteresować.

Niemal wszystko jest odpowiednie dla dzieci powyżej szóstego roku życia, a co z młodszymi dziećmi i ich rodzicami?

Mają siedzieć na dupce? I powtarzać w kółko bajki i konsolę? Co jakiś czas idąc z rodzicami do Galerii... Handlowej.

Na szczęście ciągle są ludzie, którzy starają się urozmaicać dzieciom, nie tylko swoim życie. Na tym blogu będę starał się relacjonować i polecać miejsca i atrakcje dla dzieci w wieku zbliżonym do wieku moich dzieci.
Oprócz miejsc, w których znajdą się moje dzieci będę starał się umieszczać polecane przez znajomych miejsca, których jeszcze nie udało mi się odwiedzić... może coś z tego wyjdzie.

Zaczniemy od rozrywek dla dzieci od 2 roku ;-)...